Moje dzieciństwo.

kamilka

Lubimy sobie z Lubym powspominać dawne dzieje. To znaczy – on bardzo lubi. Jesteśmy z dwóch różnych światów, więc nasze opowieści odnośnie dzieciństwa bardzo się między sobą różnią. On mi opowiada o tym, jak cała wieś się zbiegła, żeby zobaczyć po raz pierwszy śmieciarkę, a ja mu o tym, jak to było mieć w tym czasie internet. W dodatku odnoszę takie wrażenie, że bardzo lubi niektóre historie sobie podkolorować, bądź wynika to z faktu, że bardzo ciężko mi w to po prostu uwierzyć, że w czasach, kiedy my rozmawialiśmy na czatach z ludźmi z USA, oni schodzili się wszyscy pod jeden telewizor.

Jesteśmy z tego samego roku i nigdy sobie za dzieciaka nie wyobrażałam, że można żyć inaczej. Gdy ostatnio opowiadał mi po raz kolejny jak cudowne i pełne wrażeń było jego dzieciństwo na wsi, przeszło mi przez myśl – a jak będzie wyglądać dzieciństwo naszej córki?

Ponieważ jesteśmy za granicą praktycznie sami (jest mój brat, który po tym semestrze wyjedzie), Władka nie będzie mogła po przedszkolu / szkole chodzić do Babci i Dziadka, którzy by ją rozpieszczali do granic możliwości. Ja się z moją Babcią strasznie kłóciłam w efekcie czego non stop wyrzucała mnie z domu ale i tak nie wyobrażam sobie nie mieć tych wspomnień. Mama pracowała w sklepie ze sprzętem muzycznym, RTV, AGD i wszystkim, co w tamtych czasach było szczytem marzeń. Więc kiedy po raz kolejny wyleciałam od Babci za pyskowanie, szłam do niej do pracy i do 18 grałam na Nintendo, Gameboy’ach, czy udawałam, że umiem grać na Keyboardzie.

Nasze początki w tym mieście były raczej skromne. Mieszkaliśmy w jednym, dużym pokoju. Drugi, zamknięty na klucz był graciarnią Pani Właścicielki a nam dostarczał niestworzonych historii i domysłów. Podwórko przez „kamienicą”, a raczej ruderą pierwszego stopnia kojarzę z ciemną ziemią. Znalazło się kilka ogródków, ale nie pamiętam, by kiedykolwiek coś tam rosło. Pamiętam, że bawiliśmy się czarną jak smoła ziemią. Wszystkie sąsiadki były babciami i ciociami. Brat, codziennie przed wyjściem do przedszkola pukał do sąsiadek i informował, że tam idzie. Kawałek dalej było (i jest) lotnisko, które również rozwijało wyobraźnię. Wszyscy chcieliśmy kiedyś skoczyć ze spadochronem.

Pamiętam, że dopóki żył mój Dziadek, chodziliśmy na spacer na łąkę. Codziennie przechodziliśmy koło starego, pięknego drzewa. Sadzał mnie na gałęzi a ja mu opowiadałam, kim będę gdy dorosnę. Nie byłam tam nigdy od momentu jego śmierci.

Inaczej rzeczy wyglądała, gdy się przeprowadziliśmy. Dzieciaków było naprawdę dużo, był mały park z koszami do koszykówki, była łąka z górką, na której zjeżdżało się zimą na sankach, a w swoim czasie urządzało już skoki na wzór Adama Małysza. Dniami i nocami bawiliśmy się w podchody. Biegaliśmy po naszym, dość dużym terenie od rana do nocy. Przed naszym budynkiem jest ślepa uliczka, która zawsze porysowana była cała kredą.

Podobnie rzecz się miała z wychodzeniem na dwór u Babci w centrum miasta. Nikt nie miał komórki, a wszyscy się gdzieś szwędali. Kąpaliśmy się w miejskiej fontannie w samym centrum Placu Ratuszowego i chyba nikomu to nie przeszkadzało.

Co niedziela była Msza Święta i rodzinny obiad. Zaliczanie wszystkich Różańcy, Rorat, Dróg Krzyżowych. Śpiew w chórze, więc częste wizyty w klasztorze u sióstr zakonnych. Chociaż wiara z czasem osłabła, wróciła by znów gdzieś zaniknąć, nie potrafię wyobrazić sobie tego, żeby moje dziecko dorastało bez niej. Bez tego dziecięcego zawierzenia w dobro tego świata.

W tzw. „międzyczasie” chodziłam na zajęcia z rysunku, z fotografi czarno-białej, zajęcia aktorskie. Do tego grałam w koszykówkę i pływałam. W sam raz, codziennie coś, a niektóre zajęcia jedne po drugich.

Później zaczęło się harcerstwo i wyjazdy z PTTK. Zbiórki, wyjazdy w góry co weekend, spanie pod namiotami, obozy. Mogłam cała noc iść sama ciemnym lasem i się nie bać, nie zastanawiać, nie myśleć. Lądować w lesie na 3 tygodniowym obozie, spać na kanadyjkach, myć w zimnej wodzie i brać prysznic co kilka dni, przechodzić dziesiątki kilometrów i być przy tym najszczęśliwszą osobą na świecie. Wierzyć w ideały, które gdzieś w późniejszych latach się wytarły.

Naszego starego domu już nie ma, jest za to nowiutka obwodnica. Mieszkamy w gigantycznym blokowisku, gdzie po 6 latach znam zaledwie kilkoro sąsiadów. Nawet nie wiem, kto od pół roku mieszka pode mną. Przed domem beton i samochody. Jeśli już bawią się jakieś dzieci, to są to dzieci uchodźców.

Jestem bardzo ciekawa jak będzie wyglądać dzieciństwo mojego dziecka.


Dodaj komentarz