2017

Nowy Rok nas nie zaskoczył. Wymęczeni jelitówką, która się ciągnęła w nieskończoność, posnęliśmy jak susły. Władka obudziła się na chwilę przed północą na szamę, i na tym się nasze świętowanie skończyło. Próbowałam pokazać jej fajerwerki przez okno, ale bardziej interesowała ją podciągnięta firanka.

Mamy już dwa zęby. Ledwo co wyszły, ledwo co je widać, a moje sutki wołają o pomoc. Nie da się też z nią pływać na basenie jak wcześniej, gdzie jej główka opierała się na mojej dłoni pływając na brzuchu, bo zęby oczywiście we mnie wbija. Tylko dwa, a strasznie już utrudniają życie.

Tydzień znów byliśmy u Dziadka i Babci, ale strasznie to mnie wymęczyło. Przyzwyczaiłam się do 3h spacerów, a tam śniegu po kolana, – 15 stopni…powietrze z kółek w wózku zeszło, i jak tu żyć…?

***

Robię naprawdę generalną siebie, jako Matki. Już zacznęłam!  Żeby nie było, że tylko gadam i gadam. Dziś byłam na zajęciach fitnessu, i zaraz tu wyzionę ducha. Luby został z Władką sam (!) na dwie godziny i gdy wróciłam, dziecię me miało oczy zapuchnięte od płaczu, kark rozgrzany, bodziaki całe mokre, a Tatko stał i ledwo zipał. Ale nic, trzeba i dziecię, i tatkę do siebie przyzwyczajać. Najważniejsze, że obydwoje przeżyli.

Pomysł na bloga też już mam. Będę starała się pisać częściej i lepiej. Jakoś do nowej formy nie mogę się do końca przyzwyczaić. Za długo prowadziłam starego bloga i to we mnie głęboko siedzi.

Obiecałam sobie dodawać dwa posty tygodniowo. I mam zamiar się tego trzymać.


Dodaj komentarz